Recenzja książki Magdy Szabo pt.„Zamknięte drzwi”.

Kiedy skończyłam czytać ”Zamknięte drzwi” przedstawiałam sobą dziwny widok; wpatrywałam się przezroczystym wzrokiem w jakiś punkt na ścianie, kołysałam się miarowo na kanapie jakbym złapała chorobę sierocą i mocno ściskałam w ramionach powieść sławnej węgierskiej pisarki, Magdy Szabo (z relacji naocznego świadka – mojej rodzonej córki). Myślałam wtedy o tym, że właśnie dotknęłam literackiego nieba… Trafiłam na książkę, o której śmiało mogę powiedzieć, że powaliła mnie na kolana, zachwyciła, szturmem zdobyła serce. Pomyślałam też o tym co mi grozi za zatrzymanie ukochanej, bo nie wyobrażałam sobie półki z ulubionymi książkami bez „Zamkniętych drzwi”. Będą w DKK bić?

Uczucie, że książka mnie zauroczyła może mieć ścisły związek z jej niesamowitą, gorzko-kwaśno-słoną treścią. Bo całkiem prawdopodobne, że za zamkniętymi drzwiami powieści, a raczej po ich otwarciu pojawiła się nieoczekiwanie najprawdziwsza czarownica…

Dlaczego gorzko, kwaśno i słono, i dlaczego czarownica? – Spieszę z wyjaśnieniem.

Otóż opowieść dotyczy skomplikowanej relacji dwóch kobiet; pewnej pisarki i jej tajemniczej, bardzo specyficznej gosposi Emerenc. Związek ów zaczyna się beznamiętnie, może nawet opornie. Bohaterki bardzo się od siebie różnią – sposobem myślenia, wyznawanymi wartościami, doświadczeniem życiowym, pozycją społeczną. Można by tak długo wymieniać. Coś je jednak do siebie ciągnęło. Możliwe, że chodziło o ciekawość zawodową pisarki i jej wrażliwość w połączeniu z poruszającymi, okraszonymi goryczą wspomnieniami służącej. I to, po mojemu, było zarzewiem silnej więzi jaka się między paniami wytworzyła. Ale nie spodziewajcie się sielanki. Kobiety, owszem, ceniły i lubiły się coraz bardziej, ale wcale nie chroniło je to przed licznymi sporami czy wręcz namiętnymi kłótniami. Chwilami traciłam rozeznanie, która z nich wydaje polecenia, a która wykonuje. Obie z bardzo silną osobowością, uparte i pewne swego. Stąd liczne wspomniane „kwasy”. A słono zrobiło się na końcu… Od wzruszenia i łez. Zakończenie porażające, absolutnie zaskakujące, wielkie.

Co do czarownicy Emerenc przeżyła wiele tragedii. Istny Hiob w spódnicy. Cierpienie i ból wyrobiły w niej jakiś dodatkowy zmysł, zdolność wyraźniejszego widzenia, czucia. Potrafiła „przeszywać” innych wzrokiem, patrzeć w głąb ich duszy. Dostrzegała ludzkie myśli. Jak wiedźma – wiedziała komu dobro, komu zło… Z wierzchu szorstka – w środku ciepła i dobra. Wszyscy ją uwielbiali. Ona sama wyjątkową serdecznością darzyła zwierzęta, bezdomnych, ściganych, skrzywdzonych przez los. Kpiła za to z nieustannie zmieniającej się władzy, gardziła Kościołem i wszelkimi przejawami pasożytnictwa, za które uznawała wszystko, co nie wiązało się z uczciwie wykonywaną pracą własnych rąk. Pracowała jak szalona, jakby w wysiłku szukała ucieczki, ulgi. Marzyła, by kiedyś zarobić na wspaniały rodzinny grobowiec i uparcie zamykała drzwi swego domu nie dopuszczając nikogo do poznania tajemnicy ukrytej za nimi.

Historię „Zamkniętych drzwi”, poznaje się w jakimś czytelniczym transie, bo napięcie serwowane przez autorkę, niczym w najlepszym kryminale, już na początku jest ogromne, a do końca tylko i wyłącznie rośnie, hipnotyzując tym odbiorcę, sprawiając, że staje się głuchy i ślepy na bodźce z zewnątrz. Paradoksalnie przebogate, pyszne opisy postaci – dla mnie mistrzowskie po prostu – potęgują wspomniane napięcie, zamiast je osłabiać.

Formą opowieść przywodzi na myśl spowiedź. Narratorka-pisarka na wstępie wyznaje (mamy tu narrację pierwszoosobową), że kogoś zabiła, chociaż chciała uratować… Intrygujące, prawda?

Magda Szabo pisze „szampańsko”. Cudownie. W ogóle jej styl, język bogaty w uderzające trafnością spostrzeżenia, głębia przedstawianych opisów postaci, wręcz ich koronkowość, lekkość pióra i niesamowitość samej historii sprawia, że nie sposób się od lektury oderwać i nie zachwycić. A gdy opowieść się wypełni, ręce same składają się do owacji. Polecam jak nigdy dotąd. Ręczę, że czytając „Zamknięte drzwi” odwiedzicie literacki raj.

Jolanta Domagała