Jacek Hugo-Bader napisał kolejny wspaniały reportaż. Tym razem nie o Rosji, a o sensie wspinaczki wysokogórskiej. Powstała rzecz, o której można śmiało powiedzieć, iż jest hołdem złożonym miejscu, które zachwyca swą dzikością i nieokiełznaniem. Miejscu, które jednocześnie przeraża i fascynuje, a także ludziom, którzy poświęcili swe życie, by zdobywać ośmiotysięczniki.
Książka porwała mnie nie tylko tematem, ale również sposobem jego przedstawienia. Autor potrafi świetnie pisać. Pióro ma precyzyjne, operuje nim mocno i trafnie. Często dla zobrazowania myśli podpiera się metaforą, którą trafia w punkt obezwładniając czytelnika. W ogóle Jacek Hugo-Bader ma jakąś nadprzyrodzoną moc, dzięki której włada czytelnikiem niepodzielnie. Od pierwszych stron łapie go, ściąga uwagę i nie puszcza do końca. Nikt się nie wymknie. Sama czytałam reportaż ze ściśniętym gardłem, czując się momentami mocno przytłoczona tragicznymi faktami z życia himalaistów, a mimo to nie byłam w stanie się oderwać od malowanego przez reportera obrazu ludzi zmagających się z wrogą acz piękną naturą i z własnym upartym, wyrywnym sercem. Z rwącą się do przodu duszą – wbrew rozsądkowi, wbrew logice, wbrew prawu grawitacji.
„Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak” dotyczy zdarzeń z marca ubiegłego roku, kiedy to polscy „Lodowi Wojownicy” osiągnęli spektakularny sukces, a następnie dwóch z nich zapłaciło za niego najwyższą cenę. Słodycz i gorycz. Niebo i piekło. Życie i Śmierć. Dla mnie reportaż Hugo-Badera to niezapomniana opowieść o kontrastach.
Wszystko tak wspaniale się zaczęło. Czterech polskich himalaistów – Adam Bielecki, Artur Małek, Maciek Berbeka, Tomek Kowalski – zdobyło nieosiągnięty dotąd zimą szczyt Broad Peak w górach Karakorum. Jacek Hugo-Bader nie zachwyca się tą górą. Pisze o niej: „wśród okalających ją szczytów nie grzeszy urodą. Wielgachna, zwalista i ponura kopuła skalno lodowa”. Nic nadzwyczajnego. W bonusie fatalne warunki klimatyczne; huraganowe wiatry, zimą potworny, przerażający mróz i o jedną trzecią tlenu mniej niż normalnie na dole. A Tomek i Maciek i wielu im podobnych zostali w tym piekle na zawsze.
W poszukiwaniu ciał Tomka i Maćka, celem ich pochówku w górach, wyruszyła grupa pod kierownictwem Jacka Berbeki zwanego „Siekierką”, bo cięty, zawzięty i na dodatek despota. Jacek Hugo-Bader w dość kontrowersyjny, ale za to skuteczny sposób wkręcił się na tę wyprawę i z punktu widzenia jej uczestnika napisał kapitalny reportaż, od którego nie potrafiłam się oderwać. Bolesny, potwornie smutny w swej wymowie, ale przeogromnie wart przeczytania.
„Długi film…” skłania do refleksji. Stawia liczne pytania. Dlaczego ludzie pakują się w potwornie niebezpieczne góry? Dlaczego ryzykują życiem, byle stanąć przez krótką chwilę na szczycie? Dlaczego sprawdzają granice swojej wytrzymałości? Autor reportażu używa w tytule słowa miłość. Czy to ona jest źródłem tego całego ambarasu? Bo przecież wyprawa w wysokie góry to nie betka. Najpierw masa przygotowań do wyprawy, zbieranie pieniędzy, szukanie sponsora, zdobywanie pozwoleń, wyposażenia, ekwipunku, ekipy, wszystkiego co nieodzowne, aby egzystować w ekstremalnie surowych warunkach na wysokościach między 6 a 8 tysięcy metrów nad poziomem morza. Czy szaleńczej miłosnej pasji naprawdę wystarczy, by mierzyć się na każdym kroku z szatańskim mrozem, przeszywającym do żywego wiatrem, dojmującą samotnością, a często również z niewypowiedzianym lękiem? Czy warto ryzykować deteriorację, skutkującą poważnymi urazami mózgu, a nawet natychmiastową śmiercią? Jaka to miłość? Do gór czy może do siebie? Chora ambicja każąca udowadniać swoją wielkość… Ta książka to mrowie pytań mnożących się bezlitośnie, na które nie znajdujemy odpowiedzi, bo to zwyczajnie niemożliwe.
Pytania jednak są, bo Jacek Hugo-Bader próbuje pomóc czytelnikowi zrozumieć himalaistów i ich świat. Pokazuje, na przykład, pakistańskich tragarzy, którzy uczą go, co to szczęście. Zadziwiają go wypatrywaniem po kamienistych, górskich ścieżkach krzaków dzikiej róży. Z uśmiechem na, ogorzałej od słońca i wiatru, twarzy zrywają kwiaty ciernistego krzewu i zatykają sobie za uszy. Niesamowite. „Żyją na pograniczu nędzy, ciągle bolą ich zęby albo kolana, a wszyscy pogodni, radośni, uśmiechnięci”.
Gdzieś w pewnym rozdziale pada zdanie, które wydłubuję z tekstu specjalnie dla siebie: „szczęście to jest to, jak patrzysz na świat, a nie to co on oferuje.”
Reportaż Hugo-Badera przygniata, ale i zachwyca wielowymiarowością przekazu, przenikliwym sposobem spojrzenia na świat mało dostępny dla większości z nas. Czaruje słowem i obrazem, tworząc rzecz mocno zapadającą w pamięć, absolutnie wartą przeczytania.
Jolanta Domagała DKK Chęciny