Finał „Skazanej” przytłoczył mnie. Poraził. Poczułam się jakby historia opowiedziana przez Hannę Kent zbiła mnie na kwaśne jabłko. Zostawiłam wszystko i wyszłam do ogrodu ochłonąć. Odetchnąć świeżym powietrzem. Musiałam wrócić do siebie po traumatycznej wyprawie do mroźnej Islandii z początku XIX wieku. Potrzebowałam odpędzić żal, a może raczej gniew, którym napełniła mnie ostatnia scena powieści. Obraz ludzkiego okrucieństwa… Na próżno. Te wspomnienia i emocje zostaną ze mną na zawsze, tak jak historia Agnes – ostatniej kobiety skazanej w Islandii na śmierć.
„Skazaną” odebrałam, jako pakiet dwóch niezwykle intrygujących opowieści. Pierwsza dotyczy oczywiście wydarzeń z powieści, druga zaś wyjaśnia genezę powstania książki Hanny Kent.
A skoro tak mi się jakoś ta recenzja pisze od końca, będę, jeśli można, kontynuować ten kierunek.
Otóż proszę sobie wyobrazić jak młodziutka nastoletnia australijka – rzeczona Hanna Kent – przybywa do dalekiej Islandii na wymianę uczniowską. Dziewczynę z Krainy Kangurów lodowata Islandia fascynuje, przyroda zachwyca, a miejscowe opowieści pobudzają wyobraźnię. Dowiaduje się między innymi o Agnes, uchodzącej tu za „nieludzką wiedźmę podburzającą do mordu”. Odwiedza jej grób. Wiele o niej myśli. Czy rzeczywiście Agnes była aż tak zła? Czy może raczej okoliczności sprzysięgły się przeciwko niej? Po latach, już jako wykształcony fachowiec od pióra, wraca do Islandii, by przyjrzeć się bliżej sprawie morderczyni. Przekopuje się przez góry dokumentów, wsłuchuje się w przekaz miejscowej ludności na temat swej bohaterki i w końcu podejmuje decyzję. Opowie własną wersję historii Agnes. Mowę obrończą, której dziewczyna została na swoim procesie pozbawiona, na którą musiała czekać bez mała dwa stulecia.
W taki sposób rodzi się debiutancka powieść Hanny Kent, powieść porywająca, mrożąca krew w żyłach i wciągająca niemożebnie, pomimo iż zakończenie nie jest tajemnicą. Możliwe, że wiedza ta działa niczym magnes na czytelnika i bidul po prostu przywiera do toczących się zdarzeń, szukając wyjaśnienia jak to się wszystko mogło stać i dlaczego. Ze mną tak właśnie było; historia przytwierdziła mnie do książki, w dodatku szczęka mi notorycznie opadała od zachwytu dla nietuzinkowego języka i stylu australijskiej pisarki… Jest dobra. Naprawdę.
Powinnam chyba wreszcie napisać coś o samej powieści, którą uparłam się atrakcyjnie zaprezentować, bo warta tego jak żadna inna.
Akcja powieści, jak wspomniałam wcześniej, toczy się w Islandii początku XIX wieku. W surowym i wymagającym zakątku na ziemi, a równocześnie urzekającym swym lodowatym pięknem. Mieszkający tu ludzie muszą wyróżniać się siłą i odpornością, by poradzić sobie z ekstremalnym klimatem i mizernymi środkami do życia. Bieda panoszy się bezlitośnie. Także głód i choroby. I śmierć. Dla małej Agnes opuszczonej przez matkę, żyjącej z piętnem bękarctwa, przerażonej i bezdomnej, Islandia jest jeszcze bardziej wrogim miejscem. Los sprawia wrażenie jakby się nią bawił. Coś jej czasem daje, aby poczuła cudowny smak daru, a potem spokojnie przygląda się jej bólowi, kiedy pozbawia ją owego prezentu. Dziewczynka jako kilkulatka zamieszkuje z przybranymi rodzicami – Ingą i Bjornem – w Kornsie. Przez krótka chwilę życia ma wspaniałą rodzinę. Zastępcza matka kocha Agnes jak własne dziecko i uczy czytać. W tajemnicy przed mężem szkoli w opowiadaniu sag, które potrafią ogrzać duszę bardziej niż żar pieca zgrabiałe od mrozu ręce. Agnes jest bystra, szybko się uczy. Wewnętrzna wrażliwość powoduje, że dziewczyna silnie odbiera emocje i uczucia zatopione w książkach i opowiadanych sagach. Dzięki Indze rozumie, że „kto nie czyta, jest jak ślepy”.
Autorka włożyła w tę opowieść całe serce, ale myślę, że również ogromny talent literacki. Zastosowała ciekawy zabieg – zatrudniła nie tylko narratora, ale również pozwoliła mówić swoim bohaterom. Dzięki temu wnikałam w tę powieść niemal z każdego wymiaru. Szczególnie przeżywałam spojrzenie na historię oczami samej Agnes, mądrej, wrażliwej kobiety – przerażonej życiem w pułapce, umierającej z trwogi przed nieuchronnością zbliżającego się końca.
Polecam ten tytuł, by jeszcze raz doświadczyć siły słowa pisanego i dać się uwieść niezwykłej, przeszywającej na wskroś historii.
Jolanta Domagała