Recenzja książki pt. „Kto ze mną pobiegnie?” Dawida Grosmana.
środa, 16 listopada, 2011Kolejny raz, dzięki uczestnictwu w DKK, udało mi się przeżyć cudowną przygodę za pośrednictwem nietuzinkowej książki, którą okazała się powieść Dawida Grosmana p. t. „Kto ze mną pobiegnie?”. Pobiegłam i wierzcie mi – było warto!
Powieść izraelskiego filozofa i znawcy teatru dotyczy w dużej mierze problemów ludzi młodych, wchodzących w dorosłość, ale nie tylko. Właściwie każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Ja, jako matka dwóch dojrzewających córek, znalazłam w książce wiele interesujących materiałów do przemyśleń w kwestii wzajemnych relacji rodzic – dziecko.
Już początek lektury intryguje. Akcja powieści toczy się bowiem dwutorowo. Z jednej strony śledzimy wypadki oczami młodego, izraelskiego chłopca, pracownika urzędu miejskiego, o imieniu Asaf. Z drugiej zaś poznajemy tajemniczą szesnastolatkę Tamar, która coś skwapliwie planuje i mocuje się z nadzwyczaj trudną decyzją. Asaf goni za „opętanym” labradorem przez ciasne uliczki Jerozolimy, a Tamar rzuca wszystko; bezpieczne życie u boku rodziców, szkołę muzyczną, przyjaciół i rusza ratować brata – wrażliwego, acz niesfornego chłopca, uzależnionego od narkotyków i zniewolonego przez szajkę Pesacha, typa z pod ciemnej gwiazdy. Asaf niczym średniowieczny rycerz zmierza na ratunek właścicielce suki Dinki, a Tamar, kierując się wyłącznie instynktem, szuka brata Szaja. Oboje zaś nieuchronnie zmierzają do siebie. Na tym tle autor maluje szereg problemów, które od wieków nurtują świat, ale na dobrą sprawę ludzkość wciąż sobie z nimi nie radzi. Jednym z nich jest odwieczny konflikt pokoleń. Problemy rodzinne nigdy nie powinny być bagatelizowane, bo mogą stać się zarzewiem znacznie poważniejszych kłopotów. Tak jak się stało w przypadku jednego z bohaterów – Szaja. Autor określa go jako człowieka „pozbawionego naskórka, pełnego słodyczy, blasku i rozbrajającego poczucia humoru, któremu duszno w każdym miejscu, we wszystkich narzuconych sytuacjach. Zdarzało mu się, że nawet we własnej skórze czuł się jak w klatce, a wtedy szamotał się niby osaczone zwierze, by się uwolnić od samego siebie. Bywał łagodny i zaraz potem agresywny a także arogancki. Stworzył sobie taki pancerz, który zastąpił mu skórę.” Rodzice Szaja z pewnością bardzo go kochali, ale w pewnym momencie stracili czujność. Z różnych względów przestali mu okazywać uwagę i takie zainteresowanie, jakiego potrzebował. Zajęli się swoimi sprawami, sądząc zapewne, że ich syn jest już wystarczająco samodzielny i niemal dorosły, że już mogą przestać martwić jego sprawami. No i się zaczęło. Swoista reakcja łańcuchowa. Przestali szczerze ze sobą rozmawiać, pojawiały się wzajemne nieporozumienia, kłótnie i oskarżenia. Niezauważalnie narosła bariera między bliskimi sobie ludźmi. Ów mur stał się dla wrażliwego i uczuciowego Saja trudny do zniesienia. Czuł się samotny, nie kochany i nie akceptowany. Cierpienie emocjonalne popchnęło chłopaka w poszukiwania jakiegoś znieczulenia, ucieczki od bolesnej rzeczywistości. Tak, jak wielu jemu podobnych, złudną ulgę znalazł w środkach odurzających. Alkohol, narkotyki, leki, czy przemoc to świat, który stał się alternatywą dla nieszczęśliwego, młodego człowieka. Szamocząc się w swoim cierpieniu, próbował zwrócić na siebie uwagę dorosłych w najbardziej nieodpowiedni sposób. Zły na cały świat dążył do autodestrukcji , ale podświadomie pragnął żyć. W głębi serca marzył o powrocie do normalności. Dał temu wyraz swym dramatycznym telefonem do domu, z prośbą o pomoc.
Drugi ważny temat wyłaniający się z kart książki Grosmana, to los dzieci ulicy. Bezdomność, osamotnienie, poczucie wyobcowania i odrzucenia przez społeczeństwo – czy może być coś bardziej przejmującego? Autor pochyla się nad tym ważnym i trudnym problemem w kontekście życia codziennego dużego miasta, jakim jest Jerozolima. Okazuje się, że tuż obok toczącego się normalnym rytmem życia, toczy się drugie, już nie takie zwykłe. Przeciwnie, tu „wszystkim rządzi tylko siła i strach, interesy i nikczemność”. Ludzie to istoty niezwykle złożone. Potrafią być aniołami, jak Tamar, czy Asaf, ale potrafią też zmienić się w krwiożercze bestie. Wtedy ranią i niszczą wszystko, co napotkają na swojej drodze, jak Pesach i jego goryle. Pisarz maluje bardzo plastycznie i przekonywująco środowisko dzieci ulicy. „Dom Artystów” czyli melina Pesacha, wątpliwe obiadki mamale, obskurne warunki mieszkalne, orgie narkotyczne i ciągła kontrola grubiańskich ochroniarzy przyprawiają o mdłości i prowokują do refleksji nad tematem. Przychodzą mi na myśl obrazy z „Oliwiera Twista” Karola Dickensa. To samo okrucieństwo, podłość i wyzucie z wszelkich uczuć człowieczych w stosunku do młodego człowieka. Współczesne niewolnictwo. W takim bagnie znalazł się Szaj, ale dzięki odwadze i miłości siostry oraz pomocy Asafa, zdołał się z niego wydostać. Zyskał w ten sposób nadzieję i drugą szansę na nowe życie.
Dla mnie miało to rangę symbolu możliwości i siły sprawczej człowieka. Nawet nie zdajemy sobie sprawy jaka w nas tkwi moc, dopóki nie musimy jej wykrzesać z siebie w słusznej sprawie. Jeszcze jeden wątek opowieści mnie zauroczył. Mianowicie historia Teodory, mniszki z greckiej wyspy Liksus. Trafiła do Jerozolimy w wieku 12 lat i całe swoje sześćdziesięcioletnie życie spędziła z dala od świata, w izolacji i samotności. Jakim cudem nie oszalała? To pewnie zasługa jej niesamowitej osobowości, inteligencji, poczuciu humoru i radości życia. Bo warto żyć, pomimo wszystko. Teodora jest mądra i dzielna. Przypomina Tamar. To jedna z tych postaci, o których trudno zapomnieć. Kojarzy mi się z małym księciem. Tak samo dociekliwa, samotna w swej w wieży, jak mały książę na swojej planecie. I tak samo odpowiedzialna za swoich przyjaciół.
Ciężko mi było rozstać się z bohaterami książki Grosmana. Było w nich coś urzekającego, wręcz baśniowego – może ta ich szlachetność – jakże rzadka cecha w naszym, pogmatwanym świecie. Ale dzięki temu czytało się książkę wspaniale. Do tego przesłanie -może naiwne i dla niektórych śmieszne, ale dla mnie niezwykle cenne – że warto żyć, bo życie to dar i trzeba dołożyć wszelkich starań, aby odczuć urodę życia na własnej skórze.
Jolanta Domagała