„Skłonność do literówek, rozgadana Gruzja i afgańska kapsuła czasu czyli o szczęśliwych przypadkach Wojciecha Jagielskiego”

19 maja członkowie Dyskusyjnego  Klubu Książki w Chęcinach uczestniczyli w spotkaniu z Wojciechem Jagielskim – reporterem, dziennikarzem, autorem książek o Kaukazie, Afganistanie, Czeczenii, Ugandzie i Republice Południowej Afryki. Wrażenia ze spotkania opisała nasza klubowiczka Pani Jolanta Domagała.


 

„Skłonność do literówek, rozgadana Gruzja i afgańska kapsuła czasu czyli o szczęśliwych przypadkach Wojciecha Jagielskiego” –  wrażenia ze spotkania ze znakomitym pisarzem i dziennikarzem.

W piękne majowe popołudnie znany korespondent, dziennikarz i pisarz, Wojciech Jagielski, odwiedził  czytelników województwa świętokrzyskiego. Spotkanie odbyło się w sali konferencyjnej WBP w Kielcach.

Przyznam się, że plakat informacyjny ze zdjęciem zaproszonego gościa, w moim odczuciu, trochę go skrzywdził, w sensie – mocno postarzył. W rzeczywistości pan Wojciech wygląda dużo młodziej i sympatyczniej. Jest to drobny mężczyzna, miły i skromny, niezwykle ujmujący, otwarty na rozmówcę, a także dowcipnie, a co ważne – niezwykle ciekawie opowiadający o interesujących rzeczach, oczywiście ściśle związanych z jego dziennikarską profesją. Tematy spotkania wiązały się ze specjalizacją dziennikarską pana Wojciecha, czyli z zagadnieniami Azji Środkowej, Kaukazu, Zakaukazia i Afryki. Tym regionom  poświęcił również siedem książek, które napisał, np. „Modlitwę o deszcz”, „Wieże z kamienia”, „Dobre miejsce do umierania”, „Wypalanie traw”, „Nocnych wędrowców”, „Trębacza z Tembisy” i rewelacyjne, według mnie, „Wszystkie wojny Lary”.

Wojciech Jagielski twierdzi, podobnie jak inny sławny reporter Jacek Hugo Bader, iż reporterowi w reporterskim rzemiośle najbardziej nieodzowne jest szczęście do ludzi i łaskawy los. Ów los dawno temu rzucił go, tuż po zakończeniu studiów Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, do pracy w P A P. Stał się depeszowcem, dzięki czemu poznał dziennikarski fach od podszewki, nauczył się go naprawdę porządnie . Potem była Gazeta Wyborcza. I znowu szczęśliwy przypadek. Okazuje się, że pan Wojciech przepisując artykuły, miał tendencję do popełniania drobnych błędów. Przełożeni nie byli tym zachwyceni. Lęk przed literówkami, typu „Mauzoleum Lenia” zamiast „Mauzoleum Lenina”, przyspieszył oddelegowanie Jagielskiego do pracy w terenie. Niestety nie do wymarzonej Afryki, na to brakło funduszy, a do południowych rewirów ówczesnego Związku Radzieckiego. Była to połowa lat osiemdziesiątych, więc radziecki kolos jeszcze mocno się trzymał. I tu kolejny uśmiech losu. Dziennikarz trafił w swej pierwszej podróży do Gruzji, idealnego kraju dla początkującego dziennikarza.” Gruzja jest rozgadana”. Tam wszyscy chętnie opowiadają o czym się chce, wystarczy słuchać.  Gruzini są bardzo przyjacielscy i gościnni, a do tego „każdy każdego zna”. Niemal wszyscy są ze sobą jakoś spokrewnieni, powiązani, więc od przypadkowo spotkanego człowieka można szybko trafić do poszukiwanych prominentów, a ci z chęcią odpowiedzą na pytania. Autor „Wszystkich wojen Lary” z jakąś czułością w głosie opowiadał o chwilach spędzonych w Gruzji, uśmiechał się i szczerze ją polecał do odwiedzenia, bo to wyjątkowe miejsce, jak stwierdził.

Pytanie prowadzącego spotkanie o znajomość z Masudem, przywódcą afgańskich partyzantów, przeniosło opowieść gościa do Afganistanu właśnie, znanego nam szerzej od czasu ataków członków Al-Kaidy na WTC w Nowym Jorku. Podróżowanie po Afganistanie w latach dziewięćdziesiątych przypominało cofnięcie się w czasie. Zero dróg, zero komunikacji, inna epoka. Reporter wyłączał się z życia na jakiś czas, co nawet mu się podobało, bo mógł odpocząć od męczącej cywilizacji.

Spotkanie naszego gościa z Masudem było oczywiście dziełem przypadku. Jagielski, razem z przydzielonym mu fotoreporterem, spotkali gdzieś na drodze jakiegoś człowieka i zapytali go, co mogą ciekawego zobaczyć, żeby o tym napisać. Człowiek  zbadał, na czym im zależy najbardziej. Oni na to –  fotograf, że chciałby uwiecznić  linię frontu, a Wojciech  Jagielski, że najchętniej porozmawiałby z samym Masudem. Myśleli, że oto żartują sobie niewinnie z tubylcem. Tymczasem ów tubylec spełnił niespodziewanie ich życzenia. Tak trafili do legendarnego Masuda.

Dziennikarz opowiadał również o podróżach do Afryki, wyraził swoją opinię o legendarnym Nelsonie Mandeli, wspomniał o Polaku, Januszu Walusiu, który był autorem zamachu w RPA,  o dzieciach wykorzystywane na wojnie w Ugandzie i o tym, że bał się z nimi rozmawiać, o bezpieczeństwie dziennikarzy w dzisiejszych niespokojnych czasach. Gość przyznał, że do Syrii nie pojedzie, bo to jak targanie się na własne życie.

Na koniec wspomniał też o Larze, bohaterce swojej  ostatniej książki. Podobno Lara już ją przeczytała i przygotowuje panu Wojciechowi spotkanie autorskie w Dolinie Pankisi, a on jest ogromnie ciekaw tego spotkania.

Miałam w planach zapytać autora „Wszystkich wojen Lary” o wymowę książki i cel jej napisania. Jednak nie zwykłam pytać o rzeczy oczywiste, a w tym przypadku przesłanie jest dla mnie jasne. Według mnie, pisarz, po pierwsze, chce wytłumaczyć czytelnikowi mechanizm rodzenia się islamskich bojowników religijnych  (mudżahedinów), przez co nieco go oswaja z problemem terroryzmu i z fanatyzmem fundamentalistów islamskich. Ściśle wiąże się z tym wojna w Syrii, a więc i problem uchodźców wojennych mamy przy okazji naświetlony.  Po drugie – autor w swojej książce ostrzega przed konsumpcjonizmem, w który stacza się Europa. Książka bardzo ważna, warto przeczytać.

Jestem ogromnie wdzięczna za niezwykle ciekawe spotkanie, w którym dane mi było uczestniczyć i za które gorąco dziękuję organizatorom.

                                                                                                                                                   Jolanta Domagała

                                                                                                                                                         DKK Chęciny