„Pisanie to frajda, czytanie też, a Małgorzata Warda w chęcińskiej Niemczówce to niezapomniane przeżycie!”
14 czerwca w piwnicach zabytkowej kamienicy „Niemczówka” odbyło się spotkanie autorskie z pisarką Małgorzatą Wardą. Honorowego gościa powitał Burmistrz Gminy i Miasta Chęciny, Robert Jaworski.
Co może sobie pomyśleć mol książkowy oczekujący na spotkanie z cenioną pisarką, która porusza w swoich książkach bardzo poważne tematy, prezentując niezwykle dojrzałą, przemyślaną i skłaniającą do refleksji literaturę, kiedy w drzwiach zabytkowego pomieszczenia, w którym ma się odbyć wspomniane spotkanie staje… piękna blondynka o figurze modelki i zniewalającym uśmiechu? Myśli, że pomylił adres i chce uciekać! Otóż nie. Nic nie pomylił, tylko jest durny, bo myśli stereotypowo (co bardzo dziwi, bo skoro czyta, to horyzonty powinien mieć szerokie). Czy ktoś zabronił urodziwym ludziom, w szczególności kobietom, być jednocześnie mądrymi? Nikt przecież. A to właśnie FAJNE!
Napisałam – przydługi i być może prowokacyjny dla niektórych – wstęp, by wyjaśnić jak się czułam, kiedy zobaczyłam na żywo (widziałam ją wcześniej na zdjęciach, ale żadne nie oddało rzeczywistości) – Małgorzatę Wardę, wspaniałą autorkę (o czym doskonale wiedziałam, bo przeczytałam kilka jej powieści) i kobietę, która w moim przekonaniu z powodzeniem mogłaby pretendować do miana MISS POLSKICH PISAREK.
To był pierwszy szok, ale wierzcie mi, nie ostatni. Pani Małgosia zaskakiwała nas co chwilę. Okazało się bowiem, że jest nie tylko piękna, utalentowana, skromna i mądra, ale jest też tytanem pracy. Nie leży i pachnie, o nie! Zasuwa jak prawdziwa mrówka. W swoim trzydziestoparoletnim życiu zdążyła napisać dziesięć powieści, liczne opowiadania, teksty piosenek, felietony do czasopism. Zdążyła też spełnić się malarsko i rzeźbiarsko. Potwierdzeniem jej talentu literackiego są liczne wyróżnieniami, nominacje i nagrody, że wymienię choćby najświeższe osiągnięcie –mianowicie tytuł Książki Roku Polskiej Sekcji IBBY dla „5 sekund do Io”.
Zajmuje się ponadto domem; jest żoną muzyka z zespołu „Farba” i mamą ośmioletniej Sylwi. Z informacji zamieszczonych na jej profilu facebookowym wiem, że w gdyńskim domu mieszka z nimi jeszcze mała Jeżynka, cudny, jasno umaszczony jeż, którym przecież też trzeba się troskliwie zajmować, wyczarowując na to czas.
Z fascynujących opowieści Małgorzaty Wardy o literackich dokonaniach wyłania się na początku dziewczynka zakochana w opowieściach czytanych przez rodziców i dziadków. Chętnie oglądająca też telewizyjny „Piątek z Pankracym” (kultowy program mojego pokolenia). Pewnego dnia napisała bajkę dla psa Pankracego. Historyjkę rodzice wysłali na adres telewizji. Opowieść spowijały kulfony – mała Gosia miała jeszcze niewprawną rączkę, ale jej pasja pisania już wtedy była niezwykle wyraźna. Bajka została odczytana w programie, co wywołało wielką radość dziewczynki. Radość tworzenia i głód osiągania sukcesów literackich pozostały z Małgorzatą Wardą na zawsze. Napędzają ją do pracy, dodają skrzydeł. Sprawią, że ciężka praca pisarza, orka jak twierdzą niektórzy, jest dla niej niewypowiedzianą przyjemnością i sensem, bez którego życie nie miałoby smaku ani koloru.
Kiedy trochę podrosła i była już w podstawówce, napisała smutną opowieść pt. „Ewa”, o dziewczynie która zmarła na raka płuc. Wszystkim w szkole historia się spodobała. Wzruszali się i gratulowali autorce. A ona już wiedziała, że nie pójdzie na skróty i że trudne tematy pociągają ją najbardziej.
Małgosia dorosła, skończyła studia na warszawskiej ASP, na wydziale rzeźby. Okazało się że ma wiele talentów. Przez chwilę się wahała, ale ostatecznie wybrała pióro, bo w pisaniu poczuła się najlepiej. Odkryła w nim szczególną magię, która sprawia, że przy pomocy wyobraźni można przenosić się w dowolny wymiar oraz kreować własne światy. Cudowne doświadczenie!
Debiutancką książkę napisała w 2005 roku. Były to „Dłonie”, historia oparta na własnych przeżyciach z okresu studiów na ASP. Autorka opowiedziała w niej o blaskach i cieniach życia młodych artystów. Powieść wydała w świeżutkim wydawnictwie – Ligatura. Niestety nie poradziło sobie na rynku i upadło, co utwierdziło pisarkę w przekonaniu, że powinna się starać o umowy z dużym, stabilnym finansowo wydawnictwem. Z następną książką los skierował ją do Prószyńskiego. Poza kilkoma wyjątkami to właśnie tam wydaje do dziś swoje powieści.
Po „Dłoniach” przyszła kolej na: „Nie ma powodów, by płakać” i „Ominąć Paryż”. Podobnie jak pierwsza odnoszą się do doświadczeń życiowych Małgorzaty Wardy.
Kolejny etap w karierze literackiej naszego gościa związany jest z pisaniem powieści ( tu znów zaskoczenie) o tematyce niezwykle poważnej, a nawet bolesnej. Postanowiła zmierzyć się z problemami, z jakimi niekiedy przychodzi zmagać się człowiekowi. Porwania, prześladowania, przemoc w rodzinie, porzucanie dzieci, choroby, wykluczenie społeczne, uzależnianie się młodzieży od gier komputerowych. Naprawdę niełatwa tematyka… Pani Małgosia twierdzi, że podejmując ją, oswaja swoje lęki. Zgłębienie tematu, wykreowanie bohaterów, którzy zmierzą się z zadanym problemem, pozwala na zdobycie wiedzy działającej na zasadzie „szczepionki ochronnej”. Pisarka buduje sobie w ten sposób swoisty schron na wypadek nieszczęścia. Myślę, że czytelnik robi to samo czytając jej książki. Odsyłam więc do właściwych tytułów: „Nikt nie widział, nikt nie słyszał”, „Środek lata”, „Dziewczynka, która widziała zbyt wiele”, „Jak oddech”, „Najpiękniejsza na niebie”, „Miasto z lodu” i „5sekund do Io”. Szczególny nacisk kładę na „Dziewczynkę…”, bo jestem pod ogromnym wrażeniem tej historii, opowiadającej o rodzeństwie Aarona i Ani i ich heroicznej walce o przetrwanie w gronie, wydawałoby się, bliskich i opiekuńczych ludzi. Książka daje czytelnikowi w kość, ale w pozytywnym sensie, skłania do ważnych refleksji. Polecam ją serdecznie.
Autorka arcyciekawie opowiadała o genezie powstania każdej ze swoich powieści. Interesująco zarysowywała fabuły, kusiła do ich przeczytania niezwykle skutecznie. Wszyscy obecni na spotkaniu, także Pan Burmistrz, obiecali sobie, że w najbliższym czasie sięgną po wymienione lektury.
Pani Małgosia zdradziła również, że za każdym razem, gdy dostaje z wydawnictwa radosną wiadomość o przyjęciu książki, cieszy się jak dziecko. Skacze ze szczęścia i dostaje gigantyczny zastrzyk energii do pisania kolejnej. Inspiracji szuka dosłownie wszędzie. Życie dostarcza jej w dużych ilościach. Czasem wystarczy przy trywialnym zmywaniu naczyń włączyć telewizor i usłyszeć, na przykład, o dramatycznej historii Nataschy Kampusch…
Małgorzata Warda podkreśla, że do każdej książki przygotowuje się bardzo długo i nad wyraz rzetelnie. Chce być wiarygodna w tym, co opowiada. Profesjonalizm nakazuje jej dokładność i rzeczowość. Wiele z treści już napisanej wycina, pisze od nowa, poprawia do znudzenia, a wszystko to zmyślą o czytelniku, by dostał rzecz bliską ideałowi.
Nasze spotkanie obfitowało w deszcz pytań do autorki, na które chętnie i interesująco nam odpowiadała. Wiemy już teraz, że jednym z ulubionych pisarzy pani Małgosi jest Jacek Hugo Bader (Nasz DKK też jest jego zagorzałym fanem). Dalej – Donna Tartt, Elizabeth Flock, Asa Larsson, Margaret Atwood i Majgull Axelsson. Dowiedzieliśmy się także, że spełniło się jej marzenie z dzieciństwa, by kiedyś książki jej autorstwa stanęły na półce w domowej bibliotece rodziców. Ciekawostką wartą upamiętnienia jest fakt, że przygotowując się do książki „Jak oddech” korzystała z konsultacji ze znanym jasnowidzem Krzysztofem Jackowskim. Zdradziła, że to przesympatyczny, otwarty człowiek, który opowiedział jej wiele rewelacyjnych historii, zaintrygował pojęciem „inteligencji zmarłych” i był naprawdę pomocny.
Spotkanie przebiegło w fantastycznej atmosferze, do czego przysłużyło się oprócz talentu gawędziarskiego i uroku pani Małgosi, osoby niezwykle ciepłej, przesympatycznej i dowcipnej – klimatyczne, kameralne wnętrze chęcińskiej Niemczówki, posiadające prawdziwą moc zbliżania ludzi…. Początkowe onieśmielenie gdzieś szybciutko ucieka, a w jego miejscu pojawia się swoboda, wzajemne zainteresowanie, ekscytująca rozmowa, uśmiech goszczący na wielu twarzach i poczucie, że doświadczyło się czegoś szczególnego.
Nieważne, że przy zadawaniu pytania człowiek koncertowo się zająknął, że w ferworze emocji wylał na siebie wodę mineralną, że zrobił sobie zdjęcie z gościem, przy którym wygląda jak dorodna bulwa. To wszystko to naprawdę nic.. Najważniejsze, że poznaliśmy oto wyjątkową pod wieloma względami pisarkę, ciekawą jak rzadko i przemiłą tak, że spotkanie przekroczyło wszelkie limity czasowe, trwając, bagatela, 3,5 godziny.
Za to fascynujące przeżycie, za szansę na autograf i wspólne pamiątkowe zdjęcie z gościem (machać na bulwę) – dziękuję Pani Małgosi Wardzie, swojemu DKK, pomysłodawcom i organizatorom spotkania.
Jolanta Domaga DKK Chęciny